Gdy ją otrzymałam i zaczęłam czytać przepadałam w gąszczu informacji. Dosłownie gąszczu, bo autorki Iwona Wierzbicka i i Katarzyna Karus-Wysocka opisują szczegółowo każdy aspekt diety paleo od pochodzenia, całej idei, przez opis życia ludzi w paleolicie, po gotowe listy zakupów i jadłospisy. Wszystkie te informacje nie są wymyślone przez autorki ale poparte badaniami i źródłami naukowymi, dlatego trafiają do mnie jeszcze bardziej. Mimo mnóstwa informacji teoretycznych język książki jest bardzo przystępny i dobrze się ją czyta.
Książka podzielona jest na dwie części " Paleo w teorii i praktyce" oraz "Przepisy". Oprócz wspomnianych przeze mnie wcześniej w części teoretycznej znajdziemy informacje o najbardziej odżywczych produktach Paleo, jakie mięso jeść, a jakiego unikać, czy na jakich olejach smażyć, a jakie wyeliminować ze swojej diety. Są też podane jadłospisy uzależnione od wieku, rodzaju pracy, aktywności fizycznej, czy chorób. Autorki przedstawiają także modyfikacje Paleo tj. protokół autoimunologiczny i paleo samuraja oraz wersję dla wegetarian. Nie jestem w stanie streścić Wam wszystkich zawartych informacji, tak jest ich wiele.
W części praktycznej znajdziemy przepisy podstawowe, które musimy znać przechodząc na dietę paleo - tj. bulion, ciasto kruche, czy naleśniki. W kolejnej części są zupy np bardzo apetycznie wyglądająca zupa po cygańsku, dania mięsne (znalazłam tu 2 pyszne przepisy na mój ulubiony boczuś), bez mięsne apetycznie wyglądający kalafior w sosie pietruszkowym. Znajdziemy także przepisy dla trenujących - przykłady posiłków, które możemy spożywać przed i po wysiłku fizycznym np. koktajle dla odważnych a na końcu legalne desery :).
Wszystkie potrawy są opatrzone takimi zdjęciami, że aż ślinka cieknie, ja nabrałam smaku na kilka z nich, a póki co przygotowałam krem z buraków na który przepis znajdziecie w kolejnym wpisie (klik).
.
Podsumowując po lekturze jestem książką absolutnie zachwycona, zarówno częścią teoretyczną jak i smakowicie się zapowiadającymi przepisami, zwłaszcza, że autorki bazują na produktach lokalnie dostępnych i sezonowych, czyli takich jak lubię najbardziej.
Podoba mi się podejście do nie liczenia kalorii i tylko jednego nie mogę przeboleć, a mianowicie wyeliminowania z jadłospisu zbóż i kasz wszelakiego rodzaju.
Myślę, że po tą książkę powinien sięgnąć każdy, bo w świecie w którym liczy się tylko zysk, a wielkie koncerny serwują nam masę chemii we wszystkich możliwych postaciach może być ona swoistym drogowskazem w kierunku zdrowia.
Ja bym ją chętnie dorwała :)
OdpowiedzUsuńSuper książka :-)
OdpowiedzUsuń