Jeśli lubicie rodzinne tajemnice to ta książka powinna się Wam spodobać i to bardzo. Młyn nad Czarnym Potokiem to taka ciepła, ale niepozbawiona humoru opowieść z historią rodu w tle, ale też traktująca o bardziej współczesnych problemach. Główna bohaterka Marta, czuje się samotna w małżeństwie i zmęczona rolą kury domowej, chciałaby pójść do pracy, ale chorowita córka i brak ciekawych ofert w jej zawodzie sprawiają, że tkwi w domu. Jedyną odskocznią od tej monotonii i codziennej szarości są dla Marty rozmowy z siostrą Grażyną i tak do momentu kiedy to jej mąż postanawia wyjechać za granicę bo dostał tam ciekawą ofertę pracy, a jej rodzinę odwiedzić mają kuzynki z Ameryki. Wtedy do bohaterka wpada w wir przygotowań, a przy okazji postanawia poznać historię swojej rodziny, która jakoś wcześniej nieszczególnie ją interesowała. To tak w skrócie, nie mogę Wam przecież streścić całej fabuły.
Dodam tylko, że książka napisana lekkim językiem i mimo tych ponad 400 stron czyta się ją niemalże błyskawicznie. Dodatkowego smaczku dodają przygotowania do kulinarnej uczty jaką przygotowuje rodzina dla Amerykanek, momentami można zrobić się naprawdę głodnym od tych opisów smakołyków. Jest ciekawie, mądrze, życiowo, tylko tego tytułowego młyna trochę za mało, przydałaby się tu jeszcze jakiś ciekawy wątek z nim związany, bo to musiało być naprawdę urocze miejsce i przydałoby się nieco rozwinąć wątek historyczny, który naprawdę zapowiadał się ciekawie, ale gdzieś rozpłynął się w trakcie. To takie małe minusy, ale całą powieść polecam na leniwe letnie popołudnia, albo nadchodzące jesienne wieczory.
Książka, ciasto i herbata- to prawdziwy odpoczynek. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńJak naprawdę nie mam czasu na czytanie tak teraz rzuciłabym całą robotę i przeczytała tę książkę 😍
OdpowiedzUsuń