Podobno nazwa faworki pochodzi od poznańskiej piekarni Fawor o ponad stuletniej tradycji. Jej cukiernicy po raz pierwszy usmażyli faworki, które - jak podaje „legenda” - powstały przez przypadek. Początkujący cukiernik smażąc pączki, przypadkowo wrzucił do rozgrzanego oleju wąski pasek ciasta na pączki.
To tyle historii pochwalę się, że są to moje pierwsze samodzielnie usmażone faworki. Do tej pory jedynie czasem asystowałam mamie. Trochę z nimi zabawy ale takie domowe są niezaprzeczalnie najlepsze. Zapraszam na przepis z którego faworki w moim rodzinnym domu robiło się od zawsze>
Składniki:
- 2,5 szklanki mąki
- 5 żółtek
- 1 łyżka masła
- 0,5 szklanki kwaśnej śmietany 18%
- 2 łyżki spirytusu
- szczypta soli
Wszystkie
składniki mieszamy ze sobą i zagniatamy ciasto (ja zrobiłam to w
robocie). Teraz najgorsza część pracy, bo ciasto trzeba dobrze
napowietrzyć można je rozbijać wałkiem przez 10-15 minut, rozpłaszczając
i ponownie składając ciasto (podobno taki sam efekt uzyskuje się
przepuszczając je przez maszynkę do mięsa, mam zamiar spróbować za rok).
Ciasto rozwałkowujemy bardzo cieniutko (powinno być widać przez nie
blat). Za pomocą radełka lub noża wycinamy paski (ok. 10x2 cm) i
nacinamy je na środku. Jeden koniec ciasta przekładamy przez dziurkę.
Smażymy w oleju rozgrzanym do 180-185 stopni, do zarumienienia z obu
stron. Po usmażeniu osączamy na ręczniku papierowym i posypujemy cukrem
pudrem.
Klasycznie na tłusty czwartek ;)
OdpowiedzUsuńTłusty czwartek bez faworków nie byłby taki sam!
OdpowiedzUsuń