Uratuj mnie to już moje kolejne spotkanie z twórczością Guillaume Musso. Tym razem mamy tu połączenie powieści obyczajowej z nutką romansu i domieszką fantastyki. I o ile fanką fantastyki nie jestem, to w takim wydaniu jak tutaj jest ona dla mnie do zaakceptowania, choć przyznam szczerze do końca wierzyłam, że jednak Grace nie jest tym za kogo się podaje, a autor wplecie jakąś zgrabną intrygę, by wyjaśnić jej rolę w całej tej historii.
Ta historia zaczyna się tak, jak bardzo wiele podobnych, główni bohaterowie Sam i Juliette poznają się przypadkiem, kiedy ona wpada pod jego auto i zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia, ale żeby nie było tak słodko to ona wsiada do samolotu, który chwilę po starcie rozbija się nad Atlantykiem, a później ma miejsce szereg rożnych zaskakujących zdarzeń, które sprawiają że trudno odłożyć lekturę. I tak już jest do samego końca, emocjonująco, wciągająco i dość zaskakująco. Nic więcej nie zapiszę, by nie odebrać Wam przyjemności z lektury.
Tak do końca nie wiadomo kto kogo ratuje czy Sam Juliette, czy ona jego, jedno jest pewne miłość jest tą siłą, która może uratować bohaterów przed ich niezbyt szczęśliwym przeznaczaniem, a autor skłania nas do zastanowienia się nad tym co rządzi ludzkim losem - przypadek, czy przeznaczenie.
Jest to lekka lektura na kilka jesiennych wieczorów, która wciąga i sprawia, że czytelnik chce wiedzieć co będzie dalej i sam układa sobie w głowie wszystkie możliwe scenariusze. Idealna odskocznia od codzienności jednak jak dla mnie odrobinę zbyt mało wiarygodna. Mnie może zbyt mocno nie chwyciła za serce, ale wiem, że może poruszyć i wzruszyć i z pewnością nie mogę powiedzieć o niej, że jest to zła książka, bo skłamałabym, a zresztą najlepiej jak sami przeczytacie i się wypowiecie.
Ja chwilowo robię sobie przerwę od Musso i sięgnę po inne książki dla kobiet, bo po kolejnej jego książce odnoszę wrażenie, że mimo bardzo dobrego pióra i ciekawego stylu jest on jednak nieco przewidywalny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz